Marek Magierowski, “Tusk wpadł w europułapkę”

omp

21 grudnia 2011

Nasi czescy przyjaciele z think-tanku CDK prowadzą debatę na temat forsowanych w ostatnich dniach pomysłach na opanowanie kryzysu w strefie euro i zarazem przemodelowanie – wydaje się, że rewolucyjne – kształtu UE. Jednym z komentarzy na ten temat, który uznali za szczególnie interesujący, jest głos Marka Magierowskiego, zamieszony na blogu Rzeczpospolitej. Przedstawiamy go, informując zarazem, że na stronach wydawanego przez CDK pisma “Revue Polityka” dostępna jest czeska wersja tego artykułu.

Marek Magierowski, Tusk wpadł w europułapkę

16 grudnia ujawniono projekt umowy międzynarodowej wprowadzającej nowe reguły i restrykcje w obszarze polityki fiskalnej w Europie. Dotyczą one głównie państw należących do eurolandu. Umowa wejdzie w życie, jeśli zostanie ratyfikowana przez co najmniej 9 krajów. Nie będzie jednak obowiązywała w tych państwach, które jej nie przyjmą.

Do unii będą mogli przyłączyć się także członkowie UE spoza klubu euro, w tym Polska.

W ostatnim punkcie projektu umowy jest mowa o tym, iż w przypadku takich krajów jak Polska przepisy zaczną obowiązywać dopiero po przyjęciu przez nie wspólnej waluty, choć mogą one dobrowolnie przystąpić do unii fiskalnej wcześniej („…unless the Contracting Party concerned declares its intention to be bound at an earlier date…”).

Nie ma natomiast słowa o ewentualnym uczestniczeniu krajów spoza strefy euro w pracach Eurogrupy. Nie ma słowa o uczestniczeniu szefów banków centralnych Polski, Czech czy Szwecji w obradach rady Europejskiego Banku Centralnego. W rozdziale V, Art. 13, p. 4 przeczytamy nawet, iż President of the Euro Summit (nowo utworzona funkcja) „będzie szczegółowo informował pozostałe kraje członkowskie UE o przygotowaniach i rezultatach szczytów”. Czy brzmi to jak zaproszenie do udziału w tych spotkaniach? Raczej nie.

Tomasz Bielecki z „Gazety Wyborczej” pisze:

My przed przyjęciem euro będziemy mieć w tej umowie status de facto obserwatora. Jaka będzie praktyczna różnica między Warszawą (przed przyjęciem euro) i Londynem, który pozostanie poza nowym układem? – Będziecie zasiadać przy jednym stole z siedemnastką państw euro. Uczestniczyć w dyskusjach, wpływać na kolejne reformy – mówi zachodni dyplomata.

Proponuję, aby Tomasz Bielecki lub ów „zachodni dyplomata” wskazali stosowny paragraf w projekcie umowy, który mówi o „statusie obserwatora” oraz „zasiadaniu przy wspólnym stole”.

Skoro rząd zadeklarował, iż przyłączy się do paktu, ma teraz dwa wyjścia:

Przystąpić do unii fiskalnej już teraz. Będzie to oznaczało, że manipulowano opinią publiczną, ponieważ restrykcje zaczną nas obowiązywać ZANIM przystąpimy do strefy euro, a i tak nadal nie będziemy mieli miejsca przy wspomnianym stole, nawet jako uczestnicy bez prawa głosu.

Przystąpić do unii fiskalnej wtedy, gdy przyjmiemy euro – czyli za cztery, pięć lat (jeśli oczywiście będzie jeszcze do czego przystępować). Będzie to oznaczało, że manipulowano opinią publiczną, mamiąc ją wizją „twardego jądra” i Polski „współdecydującej o przyszłym kształcie Europy”.

Pozostaje jeszcze szansa, iż w wyniku twardych negocjacji Polska wywalczy daleko idące poprawki w treści umowy. Good luck.

P.S. Jeszcze dwie uwagi natury ogólnej.

Po pierwsze: przez wiele tygodni słyszeliśmy o tym, iż aby uratować euro, należy ściślej koordynować politykę gospodarczą i narzucić wszystkim ostrzejsze reguły polityki budżetowej. Według projektu umowy może dojść do sytuacji, w której poza unią fiskalną pozostanie kilka krajów strefy euro (np. Irlandia), a wejdzie do niej kilka krajów spoza eurolandu (np. Polska). Jednocześnie Irlandia nie przestanie używać euro, choć nie będą jej obowiązywały zapisy nowej umowy. Polska zaś nie przestanie używać złotego, choć zapisy nowej umowy będą już ją obowiązywać. Moim skromnym zdaniem oznaczałoby to bałagan bez porównania większy niż obecnie. Jeśli to ma być „ściślejsza integracja gospodarcza” Unii Europejskiej, to ja się nazywam Justin Bieber.

Po drugie: Donald Tusk wielokrotnie podkreślał, że stworzenie „Europy dwóch prędkości” byłoby niebezpieczne dla naszych interesów w Unii i że powinniśmy się takim próbom zdecydowanie przeciwstawiać. Tymczasem, gdy powstaje rewolucyjny projekt, sankcjonujący „Europę dwóch prędkości” de iure, polski rząd nie tylko się do niego przyłącza, ale wręcz wyraża się o nim w samych superlatywach. Pozostawiam to bez komentarza.

Autor jest komentatorem tygodnika „Uważam Rze”

Tagi: , ,

Komentarze są niedostępne.