Autodestrukcja w imię czego?

omp

21 listopada 2015

O autodestrukcyjnych skłonnościach Zachodu pisano w przeszłości wiele, ale zdecydowanie nie jest to temat zamknięty. Przeciwnie – i niestety – zdaje się bardzo rozwojowy. Każdy poważny kryzys przynosi nowe rozważania na ten temat, co możemy obserwować i teraz, gdy Europa Zachodnia boryka się z problemami, które w dużej mierze sama sobie zgotowała, nawarstwiającymi się od wielu lat błędami w polityce migracyjnej i zagranicznej, spotęgowanymi oględnie mówiąc krótkowzrocznymi decyzjami kanclerz Niemiec. Rozsądni ludzie zachodzą w głowę – dochodząc zresztą często do bardzo konkretnych wniosków – z czego te autodestrukcyjne skłonności się biorą. Jeden z tropów podsuwa analiza koncepcji Kanta, której dokonał w latach 1950-tych Isaiah Berlin w książce Idee polityczne w epoce romantyzmu (niebawem polska premiera nakładem OMP). Ten fragment nie dotyczy spraw bieżących – Berlin analizował myśl oświeceniową i jej następstwa – ale dobrze ilustruje problem, z jakim mamy obecnie do czynienia, gdy brnie się w błąd, nie tyle nie chcąc się przyznać do tego, że się go popełnia, co wierząc, że należy go popełniać, bo wynika to z fundamentalnych przesłanek wyższego rzędu:

Koncepcja ludzkiej dumy, godności, niemoralności niewolnictwa i wszelkich innych sposobów wykorzystywania człowieka, nie zaś fakt, że nie przynoszą one korzyści finansowych i są mało wydajne, albo że prowadzą do pomniejszania ludzkiego szczęścia, to w znacznym stopniu skutek doktryny etycznej Kanta. W swoim wywodzie w pewnym momencie mówi on, że nie mogę skłamać nawet na temat miejsca pobytu mojego przyjaciela człowiekowi, który chce zabić mojego przyjaciela, ponieważ w ten sposób używam mordercy jako środka – sprawiam, że zachowa się on w sposób służący celom moim lub mojego przyjaciela, ale nie własnym celom mordercy – pozbawiam człowieka prawa do w pełni wolnego postanowienia w przypadku decyzji o mordowaniu lub nie, co jest słuszne, jako że morderca jest osobą ludzką, uprawnioną do tworzenia i dążenia do swych własnych celów, dobrych i złych, szlachetnych i podłych. Kant niewątpliwie przesadza, bo takie zachowanie niektórym może się wydawać absurdalne, ale jego teza zawsze jest stawiana wyraźnie: etyka i polityka to nie nauka czy sztuka, które mogą nauczyć człowieka, jak osiągać szczęście. Etyka zajmuje się wyjaśnianiem nie tego, co człowiek ma czynić by osiągnąć szczęście, lecz co ma czynić, by był godny szczęścia. Ta wartość jest powiązana ze sposobem i przyczynami działania lub potencjalnego działania w każdej sytuacji, w której istnieje jakiś wybór. Ta wartość – którą Kant określa mianem „dobrej woli” – to jedyna istniejąca wartość absolutna.

Prawda, że daje do myślenia wobec tego, co dzieje się teraz w Europie?

Tagi: , ,

Komentarze są niedostępne.