Twierdzenie, że dzieci nie ponoszą odpowiedzialności za czyny swych rodziców jest oczywistością. Gdybyśmy jednak powiedzieli, że rodzice nie ponoszą odpowiedzialności za czyny swych dzieci – trudno byłoby uznać tę tezę za w pełni prawdziwą. Przez wychowanie, przykład własnego życia kształtują swoje potomstwo. Nie jest to mechanizm nieodwracalny. Wiele dzieci potrafi dość skutecznie wyzwolić się z wzorców obowiązujących w rodzinnym domu. Znacznie częściej jednak przejmują – często nieświadomie – sposób postępowania, latami obserwowany u swych rodziców. O tym podstawowym mechanizmie uczą się już początkujący studenci psychologii czy pedagogiki.
W ostatnich tygodniach część lewicowych i lewicujących mediów stara się nas przekonać, że podawanie informacji o rodzicach narusza dobry obyczaj. Jest rodzajem barbarzyńskiej, dzikiej „lustracji przodków” mającej na celu pognębienie politycznych przeciwników. Można założyć, że jest to automatyczna próba obrony stosowana przez ludzi, którzy woleliby, byśmy nie znali ich środowiska rodzinnego. Można też założyć, że wynika to ze skrajnie lewicowego podejścia do człowieka jako jednostki w pełni niezależnej. W takiej koncepcji nie będzie więc miejsca dla zwyczaju, obyczaju, tradycji, wpływu otoczenia itp. Czy taki właśnie jest człowiek? Czy jednak żyje w pewnej sieci zależności: dobrze czuje się wśród tych, którzy myślą i działają podobnie do niego, poszukuje akceptacji swego środowiska, nawiązuje do jego spuścizny, stara się je chronić… Tu zgody nie osiągniemy, a postrzeganie człowieka w zbiorowości będzie zawsze zróżnicowane.
Powstaje jednak pytanie, dlaczego podawanie faktów z życia czyichś rodziców ma być traktowane jako naruszenie dobrego smaku. Czy w normalnym życiu unikamy rozmowy o naszych rodzicach? Czy gdy – w prywatnej rozmowie – ktoś nas o nich zapyta, zapada krępujące milczenie? Czy też raczej jest to normalny temat rozmów, pozwalający nam lepiej poznać innego człowieka. Czy nie dlatego, nawiązując nowe znajomości, z czasem wypytujemy o rodzeństwo, rodziców, czasem dalszych krewnych czy przyjaciół?
Kwestią zasadniczą wydaje się więc to w jakich wypadkach pytanie o rodziców staje się niestosowne? Otóż, najczęściej wtedy, gdy dzieci się swych rodziców wstydzą. Gdy dochodzą do wniosku, że opowiedzenie o nich mogłoby sprawić, że będą źle postrzegani przez otoczenie. Słowem, nie lubimy rozmawiać o rodzinie, najczęściej wtedy, gdy upublicznienie informacji o niej może nam – w różnym sensie – zaszkodzić. Ci, którzy są ze swych rodziców dumni, najczęściej nie unikają opowiadania o nich. Stwierdzenia te są banalne, ale – niestety – należy je przywołać, bowiem część publicystów stara się – jak to często dzieje się w publicznej debacie – „odwrócić kota ogonem”, skompromitować tych, którzy zadają niewygodne pytania. Przekonać nas, że gdy pytamy czy istnieje związek między poglądami i zachowaniem uczestników życia publicznego, a środowiskiem z jakiego się wywodzą „grzebiemy w życiorysach”, nawiązując do komunistycznych wzorców.
Czy dzieci mają takie poglądy jak ich rodzice? Nie zawsze. Czy dziecko komunisty wyrośnie na lewicowca? Niekoniecznie. Czy dziecko kłamcy będzie notorycznie mówić nieprawdę? Wątpliwe. Czy każde dziecko partyjnego aparatczyka czy funkcjonariusza SB przyjmuje spojrzenie swych rodziców na PRL? Na pewno nie. Jednocześnie jednak trudno uznawać, by we wszystkich wypadkach dzieci partyjnej nomenklatury i jej służb mundurowych wyzwoliły się spod wpływu rodziców. Nie sposób przyjąć, że żyły obok domowej atmosfery, nie przesiąkły ideami przodków, nie będą usiłowały – nawet podświadomie – tłumaczyć czy relatywizować ich życiowych „dokonań”. Choć więc w jednostkowych przypadkach zawód rodziców i wzorce z domu mogą nie odgrywać specjalnego znaczenia, to pytanie o rolę potomstwa „pieszczochów reżimu” w dziele oswajania PRL czy przeciwdziałania szeroko pojętej dekomunizacji i lustracji pozostaje otwarte. Co więcej, w obliczu naturalnego procesu, wycofywania się z życia publicznego osób bezpośrednio zaangażowanych w budowę i trwanie „ludowej” Polski, pytanie o poglądy i obiektywizm ich dzieci – obecnych w życiu publicznym – nabiera znaczenia.
Więcej tekstów Autora: http://www.omp.org.pl/autorzyWiecej.php?idPostacie=33